27 czerwca 2013

W kierunku Bałtyku

Przygotowania ruszyły. Chyba mój ulubiony moment planowania podróży. Pakowanie, rozrysowywanie drogi i snucie planów jak to się zwojuje cały świat. I właściwie tylko to pochłania mi obecnie głowę. Wszystko inne ma małe znaczenie, o ile nie żadne.

Rozpoczął się czas pt. spakować tak mało, jak to możliwe. Za chwilę akt drugi – cholera, dlaczego tak dużo. Po rozpoczęciu i skupieniu się już rzeczywiście na ‘iściu’ nastąpi wielki finał – połowę trzeba było zostawić w domu. Pamiętam – trzy lata temu, przy pierwszym podejściu, wszystko w trakcie pakowania wydawało się nieznaczące – ‘a jeszcze to’, ‘a ile to może ważyć’ – do plecaka. W efekcie plecak ważył 14kg. I było to odczuwalne. Ważenie plecaka tegorocznego nastąpi pewnie w okolicach poniedziałku. Mam nadzieję, że nie przekroczy 7kg. Zobaczymy.

Ze wstępnej rozpiski do pokonania jest 320km. Poradniki opisują, że ta trasa jest do pokonania w 12-13 dni (rekordzista przeszedł w 136h licząc razem ze spaniem i jedzeniem(!)). Jak przejdę w 20 to będę zadowolony (ba, jak w ogóle przejdę – powiedzmy sobie szczerze). Jeżeli ustalę sobie spokojne tempo na poziomie 10km dziennie, to zajmie to dni… 30. A szczerze mówiąc chciałem iść zupełnie rekreacyjnie po 5-7km dziennie. Nieistotne, ważne żeby ruszyć i iść.

Patrząc na moje zapiski, to najbardziej kłopotliwymi odcinkami będą te do Ustki i do Łeby. Trzeba wtedy przejść bez żadnej miejscowości po drodze około 18-20km. I sam dystans pewnie problemem nie będzie rozłożony na 10-12h dziennego marszu, ale problemem jest woda, którą trzeba będzie tachać na plecach. Pamiętam jak 3 lata temu (szczerze trzeba powiedzieć, że bez żadnego przygotowania logistycznego) ruszyłem ze Świnoujścia, to nie było ciekawie pod względem wody. Z optymizmem ruszyłem z dworca od razu na plażę (jak się okazało ponad 5km) – na pewno na plaży jest kupa sklepów, nie będę przecież nosić wody bez sensu. Nie było. Oficjalna plaża w Świnoujściu generalnie znajduje się po drugiej stronie przeprawy promowej. Niezrażony – ‘eee, to się nie będę cofać – idę morzem, na pewno za chwilę będą jakieś budki’. Nie było. Przez 11km, aż do Międzyzdrojów. Biorąc pod uwagę, że było gorąco, podróż pociągiem też trwała prawie 5h, to w dniu pierwszym mojej wyprawy od porannej szklanki wody nie wypiłem nic. Dało się to odczuć. Jak dotarłem do pierwszego baru w Międzyzdrojach, to mój głos zabrzmiał mniej więcej tak: click

Także dwie rady od wujka:
a) woda się czasem przydaje;
b) dzieci, jak ktoś używa brzydkich słów na przystanku (jak np. motyla noga), to po prostu udawajcie, że nie słyszycie co do was mówi, że nic nie słyszycie.


24 czerwca 2013

Numer 1

Ściąć drzewo, zrobić z niego tratwę i poprzez Wartę wpłynąć do Odry, dalej do Bałtyku i poprzez Morze Północne i Ocean Atlantycki dopłynąć do Grenlandii. Tam skumać się z jakimś pingwinem*, wziąć go na piwo i zapytać jak to jest żyć tam, gdzie naprawdę lu(ó)d ma władzę.

Nie, to nie jest moje marzenie, ale też jest dobre. Jak z resztą każde marzenie. Banał - bo warto marzyć. Ja sam mam, tak mi się wydaje, niewiele marzeń. A chciałbym mieć więcej. I o tym pokrótce będzie ten blog. O marzeniach. Moich. Które są i które się pojawią. I o tym jak je spełniam (mam taką nadzieję). Zarówno te proste (podróżowanie), jak i trudniejsze i filozoficzne (bycia szczęśliwym).

Marzenie numer jeden - Spacer brzegiem Bałtyku.

Też mi marzenie - zawsze jak jestem nad morzem, to idę brzegiem Bałtyku. Chodzi o przejście całego polskiego wybrzeża. Od Świnoujścia, aż na koniec cypla helskiego. Pieszo. Śpiąc gdzie popadnie, pewnie najczęściej na plaży. Samotnie. Dlaczego? Dlatego, że chcę. Dlatego, że kiedyś mi się nie udało. Dlatego, bo to najbardziej niestandardowa rzecz jaka mi do głowy przychodzi, a jednocześnie możliwa do realizacji. Dlatego, żeby się przełamać. Udowodnić - że mogę. Pierwszy krok w stronę czegoś, co rzeczywiście będzie wyczynem. Dla oczyszczenia. Głowy. Z emocji, technologii, problemów. Być. Po prostu być i iść. Bez zmartwień o wyczerpującą się baterię, o limit internetu, o termin spotkania i że już jest 17:45 i Klan się zaczyna.

Zapewne w ciągu najbliższych dwóch tygodni spróbuję. 

Podobno połowę niesamowitych rzeczy w życiu robi się po wypowiedzeniu słów: "ja tego nie zrobię!?". Drugą połowę po: "potrzymaj mi piwo". Istnieje też teoria, że to słowa nr 2 i 3 w kolejności najczęściej wypowiadanych przed śmiercią. W Polsce nr 1 pewnie jest któreś z: "to przez ruskich", "słyszałem strzały", "ja panu nie przerywałem (umierać)" i "za komuny, to się umierało". Chociaż Pan Niesiołowski pewnie powie: "to niebywałe chamstwo!". 

To potrzymajcie mi piwo idę realizować marzenia. 



*Sprawdziłem - pingwiny nie żyją na Grenlandii. Cóż - to czyni marzenie nawet bardziej marzeniowym.