Przygotowania ruszyły. Chyba mój ulubiony moment planowania
podróży. Pakowanie, rozrysowywanie drogi i snucie planów jak to się zwojuje
cały świat. I właściwie tylko to pochłania mi obecnie głowę. Wszystko inne ma
małe znaczenie, o ile nie żadne.
Rozpoczął się czas pt. spakować tak mało, jak to możliwe. Za
chwilę akt drugi – cholera, dlaczego tak dużo. Po rozpoczęciu i skupieniu się
już rzeczywiście na ‘iściu’ nastąpi wielki finał – połowę trzeba było zostawić
w domu. Pamiętam – trzy lata temu, przy pierwszym podejściu, wszystko w trakcie
pakowania wydawało się nieznaczące – ‘a jeszcze to’, ‘a ile to może ważyć’ – do
plecaka. W efekcie plecak ważył 14kg. I było to odczuwalne. Ważenie plecaka
tegorocznego nastąpi pewnie w okolicach poniedziałku. Mam nadzieję, że nie
przekroczy 7kg. Zobaczymy.
Ze wstępnej rozpiski do pokonania jest 320km. Poradniki
opisują, że ta trasa jest do pokonania w 12-13 dni (rekordzista przeszedł w
136h licząc razem ze spaniem i jedzeniem(!)). Jak przejdę w 20 to będę
zadowolony (ba, jak w ogóle przejdę – powiedzmy sobie szczerze). Jeżeli ustalę
sobie spokojne tempo na poziomie 10km dziennie, to zajmie to dni… 30. A
szczerze mówiąc chciałem iść zupełnie rekreacyjnie po 5-7km dziennie.
Nieistotne, ważne żeby ruszyć i iść.
Patrząc na moje zapiski, to najbardziej kłopotliwymi
odcinkami będą te do Ustki i do Łeby. Trzeba wtedy przejść bez żadnej
miejscowości po drodze około 18-20km. I sam dystans pewnie problemem nie będzie
rozłożony na 10-12h dziennego marszu, ale problemem jest woda, którą trzeba
będzie tachać na plecach. Pamiętam jak 3 lata temu (szczerze trzeba powiedzieć,
że bez żadnego przygotowania logistycznego) ruszyłem ze Świnoujścia, to nie
było ciekawie pod względem wody. Z optymizmem ruszyłem z dworca od razu na
plażę (jak się okazało ponad 5km) – na pewno na plaży jest kupa sklepów, nie
będę przecież nosić wody bez sensu. Nie było. Oficjalna plaża w Świnoujściu
generalnie znajduje się po drugiej stronie przeprawy promowej. Niezrażony – ‘eee,
to się nie będę cofać – idę morzem, na pewno za chwilę będą jakieś budki’. Nie
było. Przez 11km, aż do Międzyzdrojów. Biorąc pod uwagę, że było gorąco, podróż
pociągiem też trwała prawie 5h, to w dniu pierwszym mojej wyprawy od porannej
szklanki wody nie wypiłem nic. Dało się to odczuć. Jak dotarłem do pierwszego
baru w Międzyzdrojach, to mój głos zabrzmiał mniej więcej tak: click
Także dwie rady od wujka:
a) woda się czasem przydaje;
b) dzieci, jak ktoś używa brzydkich słów na
przystanku (jak np. motyla noga), to po prostu udawajcie, że nie słyszycie co
do was mówi, że nic nie słyszycie.
wspaniała rada wujku :)
OdpowiedzUsuń