4 września 2013

Pieszo przez Bałtyk: 10 lipca, dzień siódmy: Gąski - Unieście (11km)

Tym razem na początek, do słuchania w czasie czytania. Piosenka dnia siódmego (szczególnie polecam od 6:29):




Dzień siódmy, tydzień. Wydaje mi się, że już minął miesiąc. Życie wygląda trochę inaczej. Jedynymi rzeczami do których zaglądam są mapa i plan dnia. Nie wiem co się dzieje na świecie, nie znam nowinek z Internetu, nie oglądam Faktów / Wydarzeń / Teleexpresu ani Wiadomości. I mi to bardzo odpowiada. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nasze głowy obecnie są przeładowane informacjami. Zazwyczaj nic nie znaczącymi. A co za tym idzie nie jesteśmy w stanie ich zapamiętać. Codziennie musimy zrobić miejsce na nowe.

Odpoczywam.

Dopiero rano oglądamy pokój w jakim przyszło nam spać. Jednak ludzie ‘nad-morscy’ wszędzie upchną turystów. Z resztą nie ma się co dziwić. Byle wstawić łóżko i drzwi. Ten pokój znajduje się zupełnie na poddaszu, wepchnięty w skos dachu. Nawet drzwi muszą mieć ucięty jeden narożnik żeby się zamknęły. Bardzo mi się podoba, zawsze chciałem mieszkać na strychu. Ale czas w drogę.

Towarzysz się żali na nogi. Oddaję trochę swoich plastrów. Będę musiał dokupić. Mamy umowę, że mogę jej przekazać wszystkie rzeczy, które spakowałem niepotrzebnie żeby zabrała je do domu. Tak też robię. Oddaję wszystko, co mogę byle zyskać trochę na wadze plecaka. Wyrzucam: dodatkowe spodnie (zostają mi tylko te, w których idę), papierosy, zeszyt z notatkami (dlatego też od tego momentu pewnie w swoich dziennikach będę zapominał o niektórych zdarzeniach), książkę (i tak jej nie otworzyłem), talerz, kubek. Chcę jeszcze oddać nóż, bandaże (wożę je od 3 lat na każdą wyprawę i nigdy nie użyłem nawet centymetra) i nawet zegarek, ale po namowach zostają jednak ze mną (jak się później okaże – bardzo szczęśliwie i słusznie). Robi się z tego wszystkiego około kilograma. Niby samo w sobie nic nie waży, ale razem już czuć ciężar.

Jeszcze w Gąskach robimy sobie śniadanie przy sklepie. Nawet o 9 rano, w deszczu, przy sklepie cymbergaje mają chętnych. Dźwięczenie w uszach nie odstępuje mnie ani na chwilę od Świnoujścia. Szum fal i cymbergaj – charakterystyka naszego wybrzeża. Nie znoszę tego dźwięku, wieczne: ping, ping.

Ruszamy do Sarbinowa (3km). Znaków „Atom Stop” coraz mniej, droga do Sarbinowa nieciekawa. Ale nie ryzykujemy plażą bo fala z dnia na dzień coraz wyższa, wiatr urywa głowę. Istniej prawdopodobieństwo, że plaża i tak jest zalana. Z resztą towarzysz nie protestuje na drogę szlakiem. Chyba plaża dała mu się we znaki dzień wcześniej. Mijamy Sarbinowo i ruszamy dalej do Chłopów (2km).

Chłopy. Pierwsza miejscowość, która po prostu mi się podoba. Ba, jestem nią zauroczony. Typowa, rybacka wioska. Domki, na których dalej straszy eternit. Czuć klimat rybacki, widać, że w tym domu to mieszkał rybak. Na plaży stoją kutry. Uwielbiam Chłopy. Niestety i tutaj powoli wdziera się plastikowa chińszczyzna, próbuje się wedrzeć do centrum, ale na szczęście na razie zatrzymała się na wschodnich rogatkach wsi. Jak kiedyś będę chciał przyjechać wypocząć nad morze i nie walczyć z tłumem i hałasem na każdym kroku, to pojadę do Chłopów. Standardowo - miejsce, które mi się podoba nie zostało uwiecznione na żadnym zdjęciu. Widać tam gdzie mi się podoba o zdjęciach zapominam.

Chciałbym zostać tutaj dłużej, ale goni nas dzisiaj czas. Musimy zdążyć na pociąg do Mielna. Zostawiamy więc Chłopy i ruszamy do Mielna (4km). Aż się boję. Mielno kojarzy mi się ze wszystkim co najgorsze, ale nie ma się co nastawiać, mamy jeszcze 40minut do miejscowości.

Po drodze mijamy obelisk z oznaczeniem 16 południka, który właśnie w tym miejscu przebiega. Lubię takie miejsca. Będą po drodze takie trzy: właśnie oznaczenie tego południka, środek wybrzeża i najdalej wysunięty na północ punkt Polski. Pierwsze na liście mam zaliczone. Krótka przerwa, kilka zdjęć i w drogę do Mielna.

Chyba się zbliżamy bo widzimy pijanych ludzi sikających po krzakach – Dzień dobry Mielno! Możecie powiedzieć, że jestem uprzedzony, że się nie umiem bawić, ani korzystać z atrakcji jakie są mi oferowane. Zgoda, przyznaję się. Ale po prostu – nienawidzę Mielna. Nienawidzę. Chyba nawet bardziej niż Świnoujścia (o zgrozo!). Wcześniej byłem w Mielnie raz, dwa lata temu. Samochodem wjechaliśmy do centrum około 3 w nocy. Było ciężko zmieścić się na drodze tylu ludzi na ulicach i każdy pałał wielką chęcią do położenia się na masce jadącego samochodu. W sumie dobrze, że auto nie zostało zarzygane na powitanie. Mieścina zrobiła na mnie złe wrażenie wtedy, zrobiła i teraz. Jeśli szatan to czyta, to chyba już wie gdzie mnie umieścić – przy sprzedaży żetonów do cymbergaja w Mielnie. Cierpienie doskonałe.

Ja w tym mieście widzę jedno: pijaną młodzież krzyczącą w niebogłosy, w otoczeniu wesołych miasteczek, salonów krzywych luster, objazdowych oceanariów, pałaców strachów i srebrnych jeleni. Dziękuję, nie dla mnie.

Niestety w Mielnie trochę zabawimy w oczekiwaniu na pociąg. Próbujemy przedostać się na plażę, ale wiatr ma 8 w skali Beauforta. Na plaży nie da się wysiedzieć. Siadamy więc przy budce z lodami i obserwujemy. Nie trzeba czekać długo, 5 minut i już jest pierwszy wczasowicz – wjeżdża samochodem prawie na piasek na plaży, staje pod zakazem, 30m od patrolu policji. Wychodzi, policjanci na tyle mili, że mówią, że stoi na zakazie. Na co zirytowany kierowca – ale ja tylko na chwilę. Policja dalej miła: jak dojdziemy do pana samochodu przed panem to będzie mandat. Wielce wkurzony i niezadowolony obywatel łaskawie samochód przestawia.

Czas biegnie nieubłaganie, odprowadzam towarzysza na pociąg. Znowu zostaję sam. Zmęczony dniem poprzednim postanawiam doczłapać się tylko do Unieścia (2km) i skończyć dzisiejszy etap. Lokum odnajduję w schronisku sezonowym dla żeglarzy z jeziora Jamno (40zł).  Robię jeszcze pranie i kładę się spać. A jest dopiero 19. Ale lepiej się wyspać i ruszyć dnia następnego w pełni sił.


Nie potrafię odgonić od siebie myśli, że tutaj (w Mielnie i Unieściu) mogłoby być tak pięknie. Morze z jednej strony, jezioro z drugiej. W najcieńszym miejscu mierzei jest około 250m lądu. Dlaczego miasto postanowiło iść w taką tandetę? Nie wiem. Trudno. 





2 komentarze:

  1. Zdecydowanie za krótkie! I za mało zdjęć :D czekam, czekam, czekam, oby kolejna część pojawiła się szybciej, niż zdążę tu ponownie zajrzeć ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Staram się pisać o wszystkim co się wydarzyło, niestety nieraz jest tego niewiele. A zdjęcia lądują wszystkie, jakie udało mi się zrobić. Raz jest to więcej, a raz mniej. Kolejna część pewnie dzisiaj się pojawi. Dzięki za śledzenie.

    OdpowiedzUsuń