9 września 2013

Pieszo przez Bałtyk: 13 lipca, dzień dziesiąty: Jarosławiec - Rowy (55km)

Dzisiaj jest pierwszy z dni decydujących w marszu. Muszę dostać się do Ustki, a droga z Jarosławca na wschód wiedzie przez cięgle czynny i używany poligon. Metody pokonania tego odcinka są 3: przejście plażą mając zezwolenie od wojska, przejście plażą nie mając zezwolenia i okrążenie terenu poligonu. Jako, że nie lubię się nikogo o nic prosić, więc nie wystąpiłem wcześniej o pozwolenie. Nie chciałbym też żeby mnie zastrzelili (nie po to już mam za sobą blisko 200km spaceru, żeby mi go teraz przerwali jakimś głupim strzelaniem!), więc decyduję się na wariant ostatni.


Jednak przyjemność w okrążaniu poligonu po okolicznych wioskach nie jest niczym fascynującym, więc postanawiam zorganizować sobie jakiś transport od razu do Ustki. Telefonicznie udaje mi się ustalić, że z Jarosławca do Ustki jeździ PKS, świetnie. Jest 8 rano, autobus odjeżdża o 10:45, mam dużo czasu, obejrzę miasto.

Spakowanie i doprowadzenie się do ładu zajęło mi godzinę, idę zobaczyć miasto. Zapobiegawczo pierwszym miejscem w które się udałem był przystanek, z którego miałem odjechać. Jest 9:30. Autobus podjeżdża. Pytam, czy to do Ustki i czy czasem nie miał być o 10:45. Zgadza się. Widać to tutaj normalne, że autobus przyjeżdża o godzinę wcześniej, nikt o tym nic nie wie. Kto by się przejmował. Uzyskuję jeszcze informację, że to ostatni autobus dzisiaj – spoko, wszystko rozumiem (jak nie kochać tego kraju?). 10zł bilet i jadę.

Podróż przebiega właściwie dokładnie po trasie szlaku okrążającego poligon także nic nie tracę z widoków. Właściwie, to widoków nie ma wcale, jedyne co widać to płot i co 100m tabliczka z zakazem wszystkiego bo poligon.

Jestem w Ustce, pan podaje mi z luku bagażowego plecak. Hm, idę 10 dni, jakoś specjalnie z troską o swój plecak nie dbam, często rzucam go gdzie popadnie, siadam na nim, kładę się itp., ale tak brudny i wymiętoszony to jest on dopiero teraz. Nie wiem co się z nim działo w tym bagażniku. Chyba autobus ma wbudowany jakiś system brudzący w miejscu dla bagażu.

W Ustce jem śniadanie (uwielbiam na śniadanie jeść devolaya  z frytkami), oraz obserwuję jak ludzie, gdzie tylko mogą próbują za darmo skorzystać z toalety. Pewna grupka emerytek wyczuła, że tutaj chyba za bardzo nie pilnują – władowały się w 12 osób do toalety. Jakież było ich zdziwienie kiedy pani zgłosiła się po opłatę. A swoją drogą dla mnie to niezrozumiałe jak można nie ustawić darmowych (ewentualnie za symboliczne 50gr) toalet w okolicy plaż. Się potem wszyscy dziwią, że ludzie wolą włazić na wydmy – ja 2zł też bym nie zapłacił).

Po posiłku idę dalej – ku wschodowi! Muszę przyznać, że odcinek od Ustki do Rowów (około 18km) przez Orzechowo (4km), Poddąbie (6km),  Dębinę (3km) jest najpiękniejszym w moim odczuciu kawałkiem naszego wybrzeża. Widoki są wprost olśniewające, górki, pagórki, wydmy, skarpy. Piękny las, szlak kręcący z północy na południe. Nie mogłem wyjść z zachwytu. Także ten odcinek obył się bez przygód, wypadków i rzeczy wartych opisania, po prostu szedłem z roześmianą buzią oglądając coraz to piękniejsze krajobrazy. I tylko smutno, że mam słaby aparat, bądź jestem słabym fotografem, bo zdjęcia nie oddają tego nawet w drobnym procencie.

Do samych Rowów doszedłem stosunkowo późno i niestety podjąłem błędną decyzję co do kierunku w jakim mam iść poszukując noclegu. Tak to jest jak wchodzi się do obcego miasta bez znajomości jego zabudowy i szuka się po omacku. Praktycznie przez cały spacer przez wybrzeże, kiedy szukałem noclegu, występował u mnie syndrom – „to na pewno już koniec miejscowości” więc szukałem czegoś na gwałt. Tak też było w Rowach, zamiast kierować się wzdłuż morza na wschód, odbiłem na południe – bo pewnie taniej i na wschodzie już miejscowości nie ma. Także lokum znalazłem na samym wjeździe do miasta (jakieś 5km w linii prostej od morza) – 40zł. Nie powiem – przyjemnie i miło, ale spacer niepotrzebny. Z resztą jak się jutro przekonam, to Rowy jako miejscowość zaczynają się dopiero po wschodniej części kanału, do którego nawet się jeszcze nie zbliżyłem.


Pierwszy z dwóch kłopotliwych (bo miałem kilka znaków zapytania jak go pokonam) odcinków pokonany. Został jeszcze jeden – za dwa dni – przez wydmy Czołpińskie / Łąckie. Jestem coraz bardziej pewny sukcesu i zadowolony z tego co robię. Właściwie już w ogóle nie czuję, że idę, że się męczę. Po prostu - trzeba wstać i iść, przed siebie. Bez problemów (no może z problemem - kupić 1.5l wody, czy wystarczy litr na ten odcinek). Jest super!

Piosenka, która do tej pory kojarzyła mi się tylko i wyłącznie z Woodstockiem (gdzie premierę miała ta płyta), teraz jeszcze zawsze kojarzyć mi się będzie z Orzechowem, leżącym pniem, jagodzianką i pięknym widokiem na Bałtyk. Melodia to czysty relaks i wakacje:


Latarnia w Jarosławcu w trzech ujęciach



Atrakcje Ustki

Ustkowa latarnia - chyba najniższa nad Bałtykiem


Pani Kwiatkowska niezmiennie zapatrzona w morze w Ustce

W drodze do Rowów




Oberwany fragment szlaku




"Na żywo" wygląda niesamowicie - wielka stromizna i struga w dole



Rowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz