23 września 2013

Pieszo przez Bałtyk: 16 lipca, dzień trzynasty: Łeba - Białogóra (37km)

Dzień trzynasty, według jednej z rozpisek, z których korzystam (klik) jestem już po terminie. Całość powinna mi zająć 12 dni. Ja jednak planując ten marsz ustaliłem sobie dzienny limit kilometrów trochę łagodniej (założyłem sobie przejść dziennie około 20km, natomiast rozpiska sugerowała przejście około 30-35 km). Jednak w ciągu ostatnich dni poczułem się mocny. Nic mnie specjalnie nie boli, pogoda dopisuje i szczerze mówiąc odczuwam małą monotonię. Dwa tygodnie nad morzem – długo. Może jeśli miałbym inne założenie – zatrzymywać się w ciekawych miejscach na dłużej monotonia przyszłaby później. Ja jednak czuję małą presję – że trzeba dzisiaj przejść tyle i tyle i nie ma zmiłuj. Postanawiam więc od dnia dzisiejszego przyspieszyć i starać się iść według rozpiski dwunastodniowej. W związku z tym czeka mnie dzisiaj najdłuższy odcinek od początku – około 35 kilometrowy.  Jeżeli uda się utrzymać to tempo, to cel osiągnę za 3 dni (łącznie z dzisiejszym) – miła perspektywa. Według tego, co ja sobie założyłem to jeszcze powinienem iść 5 dni. Czyli pewnie skończy się na 4 dniach.

Wyjść z Łeby można na kilka sposobów – wychodzą 2 szlaki, ścieżka rowerowa, las, a także standardowo – można iść plażą. Plaża jest zachwalana, więc na nią się decyduję. Rzeczywiście ubita, twarda, praktycznie brak sypiącego się piasku, a buty zagłębiają się zaledwie na kilka milimetrów – idealna do chodzenia. Wiatr też pomaga, wieje bardzo silnie, ale w plecy, pcha.

Jestem skupiony na drodze, jedyną atrakcją tego dnia jest kolejna z mijanych latarń, tym razem to latarnia Stilo. Jem przy niej mój standardowy posiłek w postaci żurku i dalej w drogę na wschód. Plażą dalej idzie się bardzo szybko i wygodnie.

Pusto, bardzo pusto. Jeden z bardziej opuszczonych rejonów naszego wybrzeża, właściwie nie spotykam ludzi przez cały dzień. Tylko wiatr i piasek. Podoba mi się. Na wysokości Lubiatowa (25km od Łeby) mam chwilę zawahania czy iść dalej. Krótka analiza zapasów, nóg i sił – idę dalej do Białogóry (10km). Nie bez znaczenia jest również to, że prawdopodobnie bezproblemowo znajdę tam nocleg (rozpiska o nim wspomina, że gospodarze jednego z domów bardzo chętnie witają wszystkich wędrowców), o co w Lubiatowie może być trudno.

Idę więc do Białogóry. Zbliżając się do miasta czuję ból w stawach, pierwszy raz od 2 tygodni, czyli jednak 30 kilometrów jednego dnia to dla mnie dosyć dużo. Jestem bardzo pozytywnie za to zaskoczony formą moich stóp (po raz kolejny buty zbierają pochwały), jeszcze tylko gdybym nie musiał co pół godziny wysypywać kilograma piasku z każdego z butów (wiatr skutecznie piasek nawiewa mi we wszystkie otwory).


Do Białogóry wchodzi się długą promenadą biegnącą od plaży, miasto jest kawałek od morza oddalone. Sprawdzam w notatkach adres noclegu – łatwo trafie, pierwsza ulica, na którą wychodzę, to właśnie ta szukana. Jeszcze tylko znaleźć numer, jest. Rzeczywiście z noclegiem nie ma problemu. Pan tylko pyta córkę (która chyba prowadzi cały ten biznes) czy, tutaj cytat,: „chcesz Pana na noc?”. Córka chce, bardzo mi to schlebia. Dostaję do dyspozycji czteroosobowy pokój z balkonem, kaloryferem (w nocy nawet grzał więc pranie spokojnie zdążyło się wysuszyć) i telewizją. 40zł. Jestem wykończony, jednak 10km więcej na dzień robi różnicę, ale mam nadzieję, że do jutra stawy się zregenerują i będę mógł dalej realizować swój plan ukończenia marszu w 15 dni.

Bo trochę wtedy poczułem się samotny:


Pierwszy z dwóch nakręconych filmów: wiatr, piasek i samotność. Trochę pokazuje to, co widziałem przez kilka dni samotnego spaceru. Fajno i straszno zarazem:



30km prawie bezludnej plaży

Na wysokości Lubiatowa pojawiają się pojedynczy wczasowicze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz